Tę recenzję wyjątkowo zacznę od wspomnienia. Drugi rok studiów. Z powodu strachu nie mogę wyjść z domu. Konkretnie – z akademika. Nie docieram wtedy na jazdę konną. Lęk tak mocno mnie sparaliżował, że nie byłam w stanie się ubrać. Perspektywa zmierzenia się ze zwierzęciem i całą otoczką jeździecką była nie do zniesienia. Nigdy o tym nie zapomnę. Na szczęście przydarzyło mi się to raz i dało sobie spokój.
Może dlatego dobrze umiem sobie wyobrazić, co czuła narratorka, opisując ataki lęku i paniki. Paraliż. Zniechęcenie. Apatię w końcu. Poczucie wyobcowania, bycia INNĄ, ale gorszą.
Oczywiście połączenie końca świata ze zwykłością codzienności to nie jest żadne novum w literaturze. Weźmy klasyka, czyli “Piosenkę o końcu świata” Czesława Miłosza:
“W dzień końca świata
Kobiety idą polem pod parasolkami,
Pijak zasypia na brzegu trawnika,
Nawołują na ulicy sprzedawcy warzywa
[…]”.
Źródło: https://www.milosz.pl/przeczytaj/poezja/1/piosenka-o-ko-cu-swiata
Agnieszka Jelonek tak ujmuje to w słowa: “Przed każdym tragicznym wydarzeniem ludzie robią normalne rzeczy. Wstawiają szklanki do zmywarki (…). Koniec świata nadchodzi, a oni myją okna”.
Ta książka rozlewa się we mnie całymi zdaniami. Nie wiedziałam, że to w ogóle możliwe. Że słowa mogą wlewać się w żyły, płynąć do mózgu, wczepiać się we włosy. Sami przeczytajcie:
“Wykupić miejsce w strefie ciszy, wrzuci na Instagram kilka rozmazanych zdjęć krajobrazu za oknem, oznaczyć się, wysikać, może być super” – akurat jechałam w strefie ciszy do Warszawy. “Koniec świata umyj okna” była jedną z dwóch książek, które zapakowałam do plecaka. I oczywiście robiłam rozmazane zdjęcia mazowieckiego krajobrazu 🙂
Kolejne zdanie: “Gdyby alkohol pomagał, piłabym litrami. Zapiłabym się na śmierć bez marudzenia. Piłabym samotnie i w towarzystwie. Wino, wódkę i bimber”. Nawet nie będę tego komentować…
A ten fragment: “Powiedziałam mężowi, że coś mnie dusi, a on stwierdził, że chyba mam złe buty” spowodował wybuch głośnego śmiechu. To jest kwintesencja bycia w związku z pragmatykiem, osobą konkretną do bólu, osobą która nigdy nie zrozumie, jakie demony mogą się czaić w duszy, z czym musimy codziennie walczyć.
Niestety końcówka książki trochę się rozmywa, jak tory kolejowe na zdjęciu powyżej. Nie mam wątpliwości, że jest to książka wybitna, wyjątkowa w swojej fizycznej niepozorności (ma jedynie 104 malutkie strony). Być może rozlana końcówka jest całkowicie zamierzona, bo w sumie ta opowieść nie ma końca. Nie wiemy, czy narratorka wyzdrowiała. Nie wiemy, jak potoczą się jej losy zawodowe i prywatne.
Pisz jak lubisz, codziennie lub nieregularnie. Z planem, tak prościej. Spisuj imiona i nazwiska bohaterów…
"Wydaj i nie oszalej" to poradnik skierowany do debiutujących pisarek i pisarzy. Składa się z…
Przeżuwam kulę rozczarowania "Córką" Eleny Ferrante. Może miałam zbyt wyśrubowane oczekiwania wobec tej pozycji? Bohaterka…
Jak rozpoczęła się Twoja kariera w branży copywritingu? Z zawodu jestem redaktorką i po studiach…
Jesienne wieczory spędzasz, klikając w klawiaturę i pijąc gorącą herbatę? Masz mnóstwo świetnych pomysłów na…
Dewocje Anny Ciarkowskiej urzekły mnie poetyckim, pięknym, oszczędnym językiem. W tej książce nie ma zbędnych…